Producenci płaczą i płacą, ale nikt oficjalnie nic nie powie

tekst redakcyjny

tekst redakcyjny

  |  
prowizja dla projektanta

Prowizje dla projektantów, czyli o pożytkach z rozmów przy grillu

Rzadko grilluję, jednak raz do roku w ostatnią sobotę maja robimy większą imprezkę.

Otóż dwa tygodnie temu uciąłem sobie taką grillową pogawędkę z sąsiadem, który od lat pomaga różnym przedsiębiorstwom i urzędom w organizacji przetargów publicznych. Podczas rozmowy z cyklu „co, ile kosztuje i dlaczego tak dużo” sąsiad mój powiedział, że ostatnio zdziwiła go oferta na wykonanie dokumentacji projektowej sporego przetargu, która opiewała na zero złotych. Pracownia projektowa oferowała wykonanie projektu „za darmo”. Jak to przy piwie, zmieniliśmy temat, bo co to nas obchodzi, że ktoś chce coś zrobić za darmo. Przecież nieraz zdarzyło się nam wszystkim tak robić. Nie tylko jakieś roboty dodatkowe przy dużym zleceniu, ale bierzemy udział w różnych zbiórkach, organizujemy spotkania, wysyłamy paczki dla powodzian, etc…

Jednak następnego dnia, i to nie z powodu syndromu dnia poprzedniego, naszła mnie refleksja: jak to „za darmo?”. Przecież na tym pięknym świecie wszystko kosztuje! Amerykanie mówią “there is no such thing as a free lunch”. W kręgach akademickich używają nawet skrótu TINSTLAFL. Wszyscy wiedzą, że nie ma lunchu za darmo. A tu – projekt za darmo. Kto za to zapłaci?

Oczywiście od razu można powiedzieć, że płaci producent, dostawca technologii. Tyle że producent dostaje pieniądze od inwestora. Więc może jednak inwestor? Ale czy inwestor wie, że dobór technologii mógł być podyktowany nie najlepszym doborem urządzeń i technologii do jego potrzeb, popartym nie najlepszą wiedzą projektanta, lecz wysokością prowizji? Czy dodatkowym kosztem nie jest zastosowanie technologii czy wyrobu gorzej dopasowanego do potrzeb inwestora? Oczywiście inwestor często może przerzucić te dodatkowe koszty na użytkownika, więc można powiedzieć, że nie ma sprawy – te koszty gdzieś znikają, społeczeństwo płaci. Dotyczy to nie tylko zamówień publicznych. Społeczeństwo to przecież my, i jeśli płacimy za coś więcej niż trzeba, to rośnie koszt społeczny – obojętne czy chodzi o przedsiębiorstwa prywatne czy wspólne.

Cała ta sprawa ma szerszy kontekst. Czy cena referencyjna wykonania projektu nie spada zanadto poniżej realnej jego wartości? Projektanci też płacą za taki „darmowy” projekt. W kolejnym przetargu inwestor też może oczekiwać niskiej ceny za projekt. Dlaczego projekt dzisiaj ma kosztować X, skoro dwa, trzy miesiące temu kosztował 20, 30, 50 procent mniej? A inni projektanci, albo nawet ci sami, którzy nie mając dodatkowych źródeł finansowania swojej działalności, będą oferować realne ceny i będą traktowani jako zbyt kosztowni?

Czy nie powinniśmy oczekiwać, że każdy uczestnik gry rynkowej otrzymuje wynagrodzenie za to, co robi najlepiej?

  • Producent za opracowanie i możliwe tanie wyprodukowanie potrzebnych wszystkim wyrobów;
  • Projektant za prawidłową ocenę potrzeb inwestora i dobranie najlepszych dostępnych urządzeń i technologii;
  • Hurtownik za dostarczenie wszystkich potrzebnych do realizacji obiektu materiałów i wyrobów na czas i na miejsce, za rozsądną cenę;
  • Wykonawca / instalator za najlepsze, fachowe wykonanie i uruchomienie całej instalacji.

Może to idealizm, ale w świecie coraz sprawniejszych przedsiębiorstw wspieranych technologiami cyfrowymi, gdzie prawie wszystko będzie transparentne, to właśnie prawidłowe liczenie rzeczywistych kosztów i zysków krańcowych będzie tworzyć wartości.

Niech od początku będzie jasne, kto i na jakim etapie projektu tworzy wartość, za którą należy zapłacić.

Tomasz Boruc, dyrektor zarządzający SHE

www.she.org.pl

[ssba-buttons]