W niedawnym komunikacie Urzędu Regulacji Energetyki pojawiła się informacja o wstrzymaniu środków na rozwój projektów mających na celu wprowadzenie w Polsce inteligentnego opomiarowania w zakresie zużycia energii przez konsumentów. W praktyce oznaczać to może odłożenie na półkę większości zaplanowanych w tym obszarze projektów.
O obecnej sytuacji z smart meteringiem w Polsce wypowiada się prof. Konrad Świrski, ekspert w zakresie energetyki.
Krok do tyłu dla AMI (smart meteringu)?
Miało być i pięknie i tanio. Nowe rozwiązania technologiczne zrewolucjonizują cały sektor energetyczny, a my będziemy mieli energię dostarczaną lepiej i taniej. Inteligentne liczniki (smart metering) miały zapewnić odczytanie wskazań naszego zużycia energii on-line prawie w całości w czasie rzeczywistym i to on-line (prawie, ponieważ w interwałach 15-minutowych, plus kilkugodzinne opóźnienie od koncentratora danych, ale to i tak wielki postęp). Sam licznik to nie wszystko – należy bowiem jeszcze wszystkie te dane skonsolidować i przesłać do koncentratorów, a następnie do systemu centralnego i to wszystko tworzy dźwięczną nazwę AMI (Advanced Metering Infrastructure). To z kolei otwiera drzwi do kolejnych nowych rozwiązań – od nowych dynamicznych taryf i większej konkurencji na rynku aż po tzw. DSM/DSR – zarządzanie popytem – czyli zmuszenie użytkowników do ograniczenia zużycia w szczycie (wysokimi cenami) i tanią ofertę energii elektrycznej w nocy. A od tego już tylko krok do likwidowania niepotrzebnych elektrowni, przeniesienia nacisku na instalacje prosumenckie jak też szerokie wykorzystanie e-mobility i V2G czyli elektrycznych samochodów, które też mogą zrobić coś dla energetycznej sieci
Za wizję i piękno, trzeba płacić – co jest normalne. Koszt instalacji bazowej infrastruktury (AMI) – liczniki i koncentratory danych – to duże wyzwanie inwestycyjne (poprzednio nawet szacowano cenę jednego licznika-jednofazowego na ok. 400 zł, teraz w przetargach widać, że cena spada 175-190 zł). Mimo wszystko – mnożąc to przez liczbę końcowych użytkowników – inwestycje idą w miliardy. Oczywiste, że dystrybucja nie zainwestuje tak sobie – bez gwarancji, że te pieniądze się zwrócą – a zwrócić się mogą, jeśli będę oddane w wyższej taryfie dystrybucyjnej (w naszym rachunku za zużycie i przede wszystkim dostawę energii elektrycznej). Ten składnik zatwierdza URE – Urząd Regulacji Energetyki i kiedyś (w 2013) patrzył na to bardzo optymistycznie – tutaj znamienny dokument. Ułatwiając jego analizę – stwarza to procedurę jak można uzasadnić inwestycje w AMI, a następnie dzięki temu przenieść koszty inwestycyjne i utrzymania infrastruktury do taryfy – czyli dopisać do rachunku końcowych odbiorców. Mechanizm zadziałał i powoli proces instalacji rzeczy „smart” nabrał tempa, oczywiście głównie w najbardziej zaawansowanym koncernie Energa (tutaj strona kluczowej firmy wdrożeniowej i dość imponująca liczba podłączonych liczników (ponad 430 tysięcy – aczkolwiek mniej niż planowano wg pierwotnego harmonogramu – plan był bardziej ambitny nawet do ok 1,2 mln na dziś).
Zaskakujące informacje napłynęły jednak z datą 20 marca – bowiem na stronie URE pojawiło się enigmatyczne oświadczenie: tutaj
Wczytując się w informacje pomiędzy wierszami, wygląda więc na to, że na dzień dzisiejszy procedura popierania szybkiego wdrażania smart meteringu i dotychczasowe zasady finansowania inwestycji, zostają zawieszone (pozostaje tylko mniejszymi literami informacja, o tym że „Zawieszenie przyjętych w ww. stanowisku zasad nie obejmuje inwestycji, które zostały uznane przez Prezesa URE za spełniające wymogi dla zakwalifikowania ich jako inteligentne opomiarowanie do 31 marca 2015 r. Dla tych zadań zostają utrzymane dotychczasowe zasady”), czyli obecnie podpisane i realizowane projekty idą jak do tej pory, a co do nowych… nie wiadomo.
Enigmatyczne oświadczenie nie pozwala do końca na dziś stwierdzić czy zła okazała się cała koncepcja, wyniki pilotowych wdrożeń czy też tylko sam mechanizm oceny i kwalifikowania (do czegoś w rodzaju refundacji przez odbiorców) samych AMI projektów. Znając energetyczne życie – pewnie wszystko po trochu, a więc wdrażanie polskiego smart meteringu, chwilowo dostaje zadyszki i wchodzi w obszar mgły i niepewności – co zawsze oznacza jedno – nic więcej się nie wydarzy dopóki chmury się nie rozwieją. Do czasu nowych komunikatów URE, pewnie obecnie planowane projekty znajdą swoje miejsce na półce i w kolejce do realizacji, ale na pewno nie z kategorią pilne i niezbędne. Trochę żałuję – choć nigdy nie byłem wielkim entuzjastą, a może inaczej – bezkompromisowym idealistą, i przede wszystkim raczej ostrzegałem, że problem jest skomplikowany i technicznie i informatycznie, a oczekiwane rezultaty – na pewno fajne, ale nie tak szybko, nie takie wielkie i nie bez wysiłku. Nie powinno się w żadnym razie wylewać dziecka z kąpielą, a może troszkę ograniczyć PR i liczenie astronomicznych zysków z przemodelowania systemu energetycznego, a bardziej skupić się na przetestowaniu różnych koncepcji na stricte technicznych polach. Może więc czas na kilkudziesięciu, a może i więcej użytkownikach, dalej instalacje pilotowe, ale niekoniecznie z naciskiem na najtańsze koszty i najtańsze urządzenia i najtańsze systemy informatyczne, ale coś bardziej racjonalnego i testującego – zarówno nowe taryfy, jak i zachowania klienta, a może też i w perspektywie kilku lat, nowe elektryczne samochody. Sama idea – cały czas piękna. Ale jak wie o tym każdy dojrzały mężczyzna – piękno nie może przyjść ani tanio, ani na szybko.
Źródło: http://konradswirski.blog.tt.com.pl/?p=2227